|
|
Smak z krainy kangurów
„Jeżeli żołądek jest pełny, śpiewają ptaki i uśmiechają się ludzie” – to lokalne przysłowie idealnie łączy w sobie wszystko, co czeka na spragnionego wrażeń turystę, który oprócz surferów, kangurów i idealnej pogody, pragnie poznać więcej tajemnic Australii, bo to właśnie tam udamy się dziś w odległą kulinarną podróż.
Potrawy australijskie można z całą odpowiedzialnością określić mianem kuchni fusion. Na talerzach mieszkańców tego odległego kraju przeplatają się smaki nie tylko angielskie, ale też tajskie, japońskie, śródziemnomorskie i hinduskie, a nawet polskie. Smak i zapach mirtu cytrynowego, szpinaku, orzechów makadamia miesza się z aromatem bush tomatoes – pustynnych rodzynek. To wszystko za sprawą imigrantów, którzy od wieków budują kulturę i tradycję Australii.
W poszukiwaniu smaku Antypodów, zmierzamy w pierwszej kolejności do Sydney, centrum biznesowego, kulturalnego i ważnego miejsca na szlaku turystycznym każdego globtrotera. To miasto, wiele lat temu, było kolonią karną dla więźniów z Europy i to oni tuż obok rdzennych mieszkańców tego kontynentu- Aborygenów – tworzyli australijskie społeczeństwo. Nie można również nie wspomnieć o roli, jaką odegrało Sydney w okresie wielkiej „gorączki złota” w XIX wieku. Tym, co najbardziej wyróżnia największe miasto w kraju, jest bezapelacyjnie budynek Opery, która gościła najsławniejszych artystów świata. Imponujący jest również most Harbour Bridge funkcjonujący od 1932 roku. Turyści, którzy zapragną podziwiać panoramę miasta, mogą to zrobić właśnie ze szczytu, tego jednego z największych mostów łukowych na świecie. W celu zaspokojenia pierwszego głodu, warto udać się na starówkę, przy zatoce Sydney Cove. I tu właśnie zrobimy sobie przerwę na lekki posiłek.
Do wyboru mamy wiele dań, które oprócz tego, że mają w sobie dużo z tradycji kulinarnych innych krajów świata są uważane po prostu za … pyszne, choć czasami bardzo egzotyczne. Tradycjonaliści mogą się zdecydować na klasyczną pieczeń, kotlety z kością z rusztu lub inne dania z grilla, które należą do najpopularniejszych. Wyjątkową sławą cieszy się baranina, która w tym rejonie świata smakuje zupełnie inaczej, jest delikatna, pozbawiona charakterystycznego zapachu i stanowi idealną bazę każdego obiadu. Do mięs będzie pasować bukiet warzyw, zwany three veg. Najczęściej są to ziemniaki, marchewka, groszek lub fasola, ale oprócz tych wymienionych, Australijczycy serwują też warzywa grillowane z oliwą i ziołami: cukinie, bataty, dynie lub pomidory. Doskonałym uzupełnieniem posiłku oraz bazą do sałatek i innych dań są też owoce, których w Australii nie brakuje, ze względu na korzystne warunki atmosferyczne. Możemy wybierać spośród klasycznych gruszek, jabłek i czereśni oraz ananasów. Jadane są też maracuje, papaje, owoce kaki, figi, duriany lub owoce tamaryndowca.
Kolejne kroki kierujemy do Melbourne, dawnej stolicy kraju, która ma chyba nieco więcej do zaoferowania niż Canberra. Chociażby, może się poszczycić największą liczbą zagranicznych studentów oraz… Polaków. Ze względu na bardzo dużą polonię australijską, w Melbourne znajduje się konsulat honorowy RP. Będąc w Melbourne i jego okolicach, warto też zobaczyć: wpisane na listę UNESCO – Ogrody Carlton, budynek Wystawy Królewskiej, Półwysep Morlington, obejmujący najbogatsze dzielnice miasta, parki narodowe, najpiękniejsze plaże i winnice, platformę widokową, mieszczącą się w wieżowcu Rialto oraz stadion Melbourne Cricket Ground, gdzie rozgrywane są mecze futbolu australijskiego i krykieta oraz Melbourne Park, znany wszystkim miłośnikom tenisa, ze względu na odbywający się tam turniej Wielkiego Szlema, Australian Open. W czasie zwiedzania warto zarezerwować kilka chwil na małe co nieco, choćby słodki deser. W tym przypadku, mamy całkiem spory wybór. Nie każdy wie, że beza Pavlova wywodzi się właśnie z Australii. Nazwa tortu pochodzi od nazwiska słynne tancerki baletowej Anny Pavlovej. W kraju kangurów spotkamy też słodkości, których nigdzie indziej nie będziemy mieli okazji spróbować, np. pastę Vagemite, do smarowania pieczywa, wykonaną z wyciągu z drożdży – lubianą szczególnie przez dzieci. Wygląda i smakuje dość osobliwie, ale jest najpopularniejszym elementem śniadania każdego Australijczyka. Tim – Tamy to nasza kolejna słodka propozycja. Jednym z tradycyjnych sposobów spożywania ich jest odłamanie przekątnych rogów biszkopta i wypicie przez ową „rurkę” kawy lub herbaty. Anzac Bisquits – ciasteczka, które równie dobrze sprawdzą się jako smaczny deser, mają już długą historię. Wymyślono je w okresie I wojny światowej, dla wygody żołnierzy, którzy podróżowali na front do Europy. Chodziło o jak najdłuższe zachowanie ich świeżości. Kolejną propozycją jest Lamingtons – ciasto biszkoptowe w formie kostki, oblane czekoladą i wypełnione dżemem, posypane dużą ilością wiórek kokosowych. Uważane jest za najsmaczniejszy australijski deser. Po tej porcji łakoci, które na pewno dodadzą nam humoru i energii, trzeba ruszać dalej, tym razem do serca Australii.
W centralnej części kraju czeka prawdziwy cud natury – osamotniona wśród stepu Ayers Rock – zwana też Uluru, ostatni bastion i symboliczna góra Aborygenów. Ten rdzenny lud żyje na terenie Australii od jakichś 40-65 tys. lat. Z czasem, ich liczebność drastycznie spadła, a dziś można ich spotkać w najmniej zaludnionych rejonach kraju, jak np. część północna i zachodnia oraz Queensland. Rozwój cywilizacyjny nie obszedł się z nimi zbyt dobrze. Często zamieszkują najbiedniejsze dzielnice dużych miast. Jako że Aborygeni to plemię koczownicze, od wieków trudnili się głównie zbieractwem, polowaniem na dziki zwierzęta i handlem wymiennym. Stąd ich dość oryginalna i przez większość Europejczyków nielubiana kuchnia. Jeśli udamy się w gościnę do ich domów, na pewno zostaniemy przywitani jednym z nieco odpychających na pierwsze wrażenie dań. Jeśli larwy, to tylko pieczone w gorącym popiele, oprócz tego jaszczurki, żółwie, dzikie ptaki. Najważniejsze, to odpowiednio przyrządzić mięso. Zanim upolowane martwe zwierzę, np. ptak, wąż lub żółw, zostanie wypatroszone, wrzuca się je do ognia, co ma pozbawić je łusek lub piór, a także uczynić skórę zwierzęcia twardszą i łatwiejszą do krojenia. Teraz dopiero zwierze można przygotować do pieczenia w specjalnym piecu ziemnym. Nie da się ukryć, że takie smakołyki stanowią duże wyzwanie dla amatorów kulinariów, ale do odważnych świat należy. Dla miłośników ekstremalnych doznań smakowych znajdą się jeszcze takie rarytasy, jak stek z kangura, krokodyl w sosie curry, filet ze strusia Emu z migdałami i calvados lub na pozór klasyczne fish and chips – tyle, że…z rekina.
Australia zachwyca swoją florą i fauną. Niespotykane na Starym Kontynencie zwierzęta, gatunki roślin, zjawiska przyrodnicze, dzikie góry, Wielka Rafa Koralowa, bajkowy park narodowy Purnululu, czy też różowe jeziora, o których niewiele się mówi po drugiej stronie oceanu, tworzą wyjątkowo, dałoby się powiedzieć, nieskażony ludzką interwencją świat, który żyje własnym życiem. Charakter tego kraju możemy przynajmniej w niewielkim stopniu poczuć smakując słynnego już na całym globie, australijskiego wina, które uchodzi za jedno z najlepszych gatunkowo. Nie można się temu dziwić, gdyż tradycja winiarska sięga ponad 200 lat wstecz. Szczególną uwagę powinno się zwrócić na rewelacyjne wino Barossa, Eden Valley, South Australia lub też Cudgee Freek, Coonawarra i Mount Benson. Dla tych, którzy wolą skusić się na łyk piwa, też znajdzie się coś odpowiedniego, choć niekoniecznie wysokoprocentowego, gdyż żaden australijski browar nie produkuje piwa o zawartości alkoholu powyżej 5%. I tak możemy wybierać spośród znanych światowych marek lub tradycyjnych, australijskich: Fosters, Victoria Bitter, Melbourne, Cascade lub Swan.
Kończymy naszą podróż po Australii. Jest to kierunek nietypowy, nie tylko ze względu na odległość. Wycieczka po Antypodach, dostarczyła nam moc atrakcji turystycznych, ale też tych, przeznaczonych dla naszego podniebienia. Dlatego skuszeni egzotyką Australii zapraszamy i polecamy.
GRUPA MEDIA INFORMACYJNE & ADAM NAWARA |